Pojedziemy na wycieczkę? Taaaaaaak! 16, 17, 18 czerwca 2015
r. Trzy dni i jakie wrażenia….
Drugoklasiści Gimnazjum w Poraju (40 uczniów klas II a, II b
i II c) pod opieką wychowawców – p. Danuty Mędrek, p. Katarzyny Kaźmierczak, p. Diany Sawickiej oraz p. Beaty Kulczyk,
16 czerwca o 7 rano wyruszyli w długą podróż w Bieszczady. Około południa dotarliśmy do Muzeum
Budownictwa Ludowego w Sanoku. Weszliśmy przez bramę do skansenu i …. przenieśliśmy
się w czasie. Przed nami zjawiła się wioska galicyjska z okresu od XVII do XX wieku – cała w drewnie - domy mieszkalne, zabudowania
gospodarcze, apteka, budynek straży pożarnej, piekarnia, obiekty sakralne i … szkoła!
Najprawdziwsza! Siedzieliśmy grzecznie w ławkach nawet. W rolę profesora z
linijką wcieliła się pani Beata Kulczyk. Zwiedzaliśmy prawie 2,5
godziny, ale czas tak szybko minął. I musieliśmy opuścić skansen. W drogę!
Następny punkt to Muzeum
Przyrodnicze Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Dolnych. I znów oszołomienie
– symbole Bieszczad w budynku – ekspozycje „Bieszczady dawniej i dziś”, wystawy
geologiczne, flora i fauna Bieszczad. Żubry, bobry, niedźwiedzie, wilki, lisy,
ryjówka (nawet?), ćmy, motyle, orły, czarne bociany…….. nie sposób zliczyć. Niestety czas nas ponaglił, by się kierować
ku domowi, czyli zakwaterowaniu i obiadkowi.
Mieszkaliśmy w wygodnych i
przytulnych domkach, w których nie nudziliśmy się wcale Wrażenia pierwszego
dnia wycieczki NIE POZWALAŁY spać, ale trzeba było zregenerować ciało i ducha
przed następnym dniem. A drugiego dnia? …….. Pobudka była zemstą za bezsenność
nocną! Ale …. śniadanko, wygodne buty i w drogę. Dotarliśmy autokarem do
parkingu przy wejściu na szlak na Połoninę Wetlińską. Pan Przewodnik krótko nas
przeszkolił i ruszyliśmy na wędrówkę. I zadziwiliśmy pana Przewodnika, bo
myślał, że będziemy zmęczeni i będziemy marudzić. Szliśmy, szliśmy i ukazała
się ……………………….… „Chatka Puchatka”, czyli schronisko PTTK, które jest najwyżej położone
w Bieszczadach (1228 m n.p.m.!!!).
Widoki zatykały dech w piersiach.
Piękno przyrody nas obezwładniło i musieliśmy się dokładnie rozejrzeć. Niektórzy
od razu dzwonili do rodziców, mówiąc gdzie jesteśmy i wysyłali zdjęcia panoramy
Bieszczad. Po zregenerowaniu sił ruszyliśmy w drogę powrotną innym szlakiem,
przez połoniny. Pogoda wspaniała – początkowo chłodno i wietrznie, później
cieplutko. Okazało się, że zrobiliśmy, aż 15 km trasy (ale po górach!). W
drodze powrotnej zwiedziliśmy dwie cerkwie z XVIII w.: w Czarnej i w Równi
(obecnie obydwie są rzymskokatolickimi świątyniami). Wspaniałe obiekty, które
dają świadectwo upływającego czasu…. Po powrocie do domków, nakarmieni i
zregenerowani, poszliśmy zobaczyć loty szybowcami. Staliśmy tuż obok, a latały
nad naszymi głowami (dosłownie). Chciałoby się polatać, ale chętnych było zbyt wielu.
Jeszcze trochę zabaw
rekreacyjnych na powietrzu (i w trawie..). Najfajniejsza zabawa polegała na
szukaniu klucza (ukrytego:-p).
Trwała parę godzin (wieczorem jednego dnia i rankiem drugiego dnia). Oczywiście
finałem było jego znalezienie. Nic w przyrodzie nie ginie… I tak nastała druga
noc (bezsenność znów dała o sobie znać – trudno zasnąć po taaaaaakich
wrażeniach). Rano, niestety, pobudka i
pakowanie rzeczy, gdyż należało opuszczać domki.
Ostatniego
dnia, pojechaliśmy nad Solinę….. Spacer tamą (przez dużą literę T, bo ta tama
ma 81,8 m wysokości i
664 m długości i jest najwyższa w Polsce) na lody i ostatni punkt programu – rejs statkiem po
Jeziorze Solińskim. Pogoda nam umilała rejs, było cieplutko. Na stateczku
usłyszeliśmy historię budowy zbiornika, ciekawe informacje o faunie i florze,
no i słuchaliśmy szant. Jednak, wszystko,
co dobre, ma swój koniec. Pożegnaliśmy Bieszczady z łezką w oku i wróciliśmy do
Poraja. Podróż powrotna była już smutniejsza, ale wieźliśmy bagaż pamiątek (w walizkach
i w sercach).
Tego
nam trzeba było – Bieszczad!!!
Wrażenia
zebrała i opisała - p. Diana Sawicka