Jak
co dzień rano wstałem, ubrałem się, umyłem zęby i wyszedłem do szkoły. To miał
być kolejny, zwyczajny dzień. Na początku szedłem wąską, polną dróżką, a
następnie nieco szerszą, asfaltową drogą – jak zawsze. Doszedłem do głównego
wejścia szkoły. Na drzwiach zauważyłem plakat informujący uczniów o konkursie z
języka polskiego. Przeczytałem go. Mottem przewodnim były słowa św. Jana Pawła
II : „Każdy z was młodzi przyjaciele znajduje w życiu jakieś swoje
Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakiś
obowiązek, powinność, od której nie może się uchylać”. Przeszedłem obok
obojętnie.
Lekcje
się rozpoczęły. Zaczynałem matematyką, czym nie cieszyłem się ani trochę. Na
wstępie kartkówka. I co? Kolejna dwójka w tym semestrze.
- Świetnie –
pomyślałem, wpatrując się w kartkę – obym tylko zdał.
Pozostałe
30 minut lekcji minęło spokojnie. Następnie chemia i angielski – tak samo.
Prawie zasnąłem przez pozbawione emocji wypowiedzi nauczycieli , którzy
prawdopodobnie mieli nauczania po dziurki w nosie. Na lekcji wychowania
fizycznego również po staremu, koledzy wyśmiewali się z mojej wątłej budowy
ciała i słabych osiągnięć w sporcie. W dodatku dostałem 3 z lekkoatletyki.
Nawet z tego przedmiotu nie było mi łatwo.
Przyszedł
czas na język polski. Ta lekcja nie była taka zła. Bardzo lubiłem nauczycielkę.
Była dla mnie jak druga mama. Potrafiła ciekawie tłumaczyć i interesująco
opowiadać, czasem nawet mówiła o sobie i swojej młodości. Bardzo żałowałem, że
nie uczyła mnie historii. W połowie lekcji przypomniało jej się, że miała nam
przekazać pewną informację :
- Drodzy uczniowie. Zespół Szkół w Pińczycach ogłasza konkurs. Aby wziąć udział wystarczy napisać pracę. Musi być ona pisana czcionką 12 i mieć nie więcej niż dwie strony A4. Temat brzmi: „Każdy z was młodzi przyjaciele znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjęć i wypełnić. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie może się uchylać.” Do przyszłego tygodnia zbieram prace chętnych – mówiła z wielkim zaangażowaniem.
- Drodzy uczniowie. Zespół Szkół w Pińczycach ogłasza konkurs. Aby wziąć udział wystarczy napisać pracę. Musi być ona pisana czcionką 12 i mieć nie więcej niż dwie strony A4. Temat brzmi: „Każdy z was młodzi przyjaciele znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjęć i wypełnić. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie może się uchylać.” Do przyszłego tygodnia zbieram prace chętnych – mówiła z wielkim zaangażowaniem.
Wróciłem
do domu. Miałem nadzieję na odreagowanie i odpoczynek, ale trafiłem w sam
środek kłótni między moimi rodzicami. Zresztą, czego ja się spodziewałem. Ich
kłótnie trwają już od kilku tygodni i praktycznie co dzień jest w domu głośno.
Usiadłem przy stoliku, żeby odrobić lekcje. Wtem weszła moja mama:
- Co ty tutaj
jeszcze robisz? Idź dołożyć drewna do pieca, ale już! – wrzasnęła.
- Ale mamo, chciałem
odrobić lekcje – odpowiedziałem przestraszony.
- Co mnie to
obchodzi? Mam tu marznąć? Twój ojciec mówi, że tego nie zrobi, więc obowiązek
spada na ciebie. No już!
Nie
miałem wyboru. Cały czas słyszałem ich krzyki i wyzwiska. Nic nie wskazywało na
to, aby któraś ze stron chciała się z drugą dogadać. Nienawidziłem, kiedy to
robili. Czułem, jak wszystko zaczyna we mnie pulsować, rośnie strach, ale i
agresja. Nieraz chciałem pomóc rodzicom rozwiązać problem, ale dostawałem za to
kary, a nierzadko dolewałem tylko oliwy do ognia, więc po pewnym czasie
odpuściłem.
Skład
drewna mieścił się tuż za domem, na skraju lasu. Przeniosłem najpierw jedną,
potem drugą gałąź. Były ciężkie. Po ich przetransportowaniu bardzo bolały mnie
ręce, które otarły się o korę. Drewno wrzuciłem do pieca. Patrzyłem wtedy w
ogień i coś przyszło mi na myśl. Przypomniałem sobie o plakacie i informacji o
konkursie. Momentalnie wbiegłem do domu i udałem się do swojego pokoju na
drugim piętrze. Udało mi się znaleźć w biurku kilka kartek i długopis. Zacząłem
pisać.
Opisywałem
swoje dni, popadanie w rutynę, złe traktowanie przez moich rodziców. Pisałem o
szkole, o wyzywaniu mnie od najgorszych przez innych uczniów i wszystkim, co
leżało mi na sercu. Miałem nadzieję, że to coś
zmieni.
W
ten sposób dotarłem do tego miejsca. Pragnę powiedzieć, że bycie nastolatkiem
nie jest wcale prostą rzeczą. To nie notoryczne opuszczanie lekcji, chodzenie
na dyskoteki i randkowanie. To nie cotygodniowe wyjazdy do kin, sklepów czy
parków. W końcu, to nie spędzanie całych dni przed ekranem komputera, granie w
gry i leniuchowanie. Moje pokolenie zmaga się z rodzicami uzależnionymi od
alkoholu, prześladowaniami ze strony bogatszych rówieśników, częstymi
kłótniami, fałszywymi przyjaciółmi, pozostawianiu samym sobie. Można by tak
wymieniać długo. I to właśnie jest nasze własne Westerplatte. Nie możemy po
prostu z niego wyjść. Każdy z nas musi je przetrwać oraz walczyć z nim tak
długo i skutecznie, jak tylko się da. Przeżywając to, dajemy świadectwo o
naszej wytrwałości. Dzięki temu stajemy się silniejsi i uczymy się wielu nowych
rzeczy.
Nieoczekiwanie
do pokoju wtargnął mój tata. Poczułem alkohol. Szedł chwiejnym krokiem i omal
nie przewrócił się, przechodząc przez próg. Chwycił moją pracę, pogniótł i
wyszedł, zabierając ją ze sobą. Goniłem go, ale nie mogłem mu wyrwać mojego
wypracowania. Doszedł do paleniska, otworzył klapę i wrzucił pracę do płonących od dłuższego czasu gałęzi.
Opuściły mnie wszystkie siły. Stałem i patrzyłem przez przezroczysty materiał
na kartkę, która w kilka sekund zamieniła się w kupkę nic nieznaczącego prochu.
Nie
mogłem się ruszyć. Łzy napłynęły mi do oczu, znów poczułem się zbędny. Mój tata
odszedł, bełkocząc coś pod nosem. Wróciłem do pokoju, odrobiłem część lekcji,
ale kapiące z moich oczu łzy nie pozwalały mi ich skończyć. Uznałem, że
najlepiej będzie się położyć, bo i tak nie jestem w stanie niczego zrobić.
Położyłem się więc na łóżka i zasnąłem. Nikt już nie przyszedł, a ja dalej
opłakiwałem pracę , która była moja jedyną odskocznią od zwyczajnego, okropnego
życia.
Jak
co dzień rano wstałem , ubrałem się , umyłem zęby i wyszedłem do szkoły. To
miał być kolejny, zwyczajny dzień … a może jednak nie aż taki zwyczajny ?
Autor : Mateusz Pasek kl. IIIc
Praca, która zajęła pierwsze miejsce w VI edycji Powiatowego Konkursu „Nie zadawalajcie się miernotą”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz