niedziela, 29 maja 2016

Drugoklasiści w Beskidach



W tym roku szkolnym uczniowie klas drugich wraz z opiekunami p. Agnieszką Ryczek, p. Iwoną Pelką, p. Justyną Białas i p. Dagmarą Superson-Kosztyłą wybrali się na wycieczkę w Beskidy. Prognozy pogody na dni 16-18 maja nie były optymistyczne ale zmiana terminu nie wchodziła w grę, więc trzeba było zaopatrzyć się w ciepłe bluzy, kurtki przeciwdeszczowe, dwie pary wygodnych butów a przede wszystkim dobry humor i stawić się na zbiórce o godzinie 7 rano przed szkołą. Autokar przyjechał punktualnie, zapakowaliśmy walizki i plecaki do bagażnika, zajęliśmy miejsca i wyruszyliśmy w Beskidy pod opieką pilota – pani Urszuli, która cały czas opowiadała nam o miejscach, przez które akurat przejeżdżaliśmy.
Pierwszym punktem naszej wycieczki był wjazd kolejką liniową na Szyndzielnię, która  po gruntownej modernizacji w latach 1994-95 obecnie jedną z najnowocześniejszych kolei tego typu w Polsce. Sześcioosobowymi gondolami, w przepięknych okolicznościach przyrody, która właśnie budzi się do życia po zimie, podziwiając panoramę Bielska-Białej, wjechaliśmy prawie na szczyt, prawie, bo sama Szyndzielnia wznosi się na wysokości 1028 m n.p.m. a my dotarliśmy do jednego z największych i najstarszych schronisk w Beskidzie Śląskim, pierwszego murowanego, bo oddanego do użytku już w 1897 roku, które usytuowane jest zaledwie 25 metrów poniżej szczytu. Tutaj była chwila relaksu przy pysznej, gorącej herbatce z cytrynką, po której ruszyliśmy pieszo do Szczyrku. Trzeba przyznać, że nie był to „zwykły” spacerek, bo szlak wiódł kamienistą, górką ścieżką, na której można było trafić na mokre, śliskie kamienie oraz powalone drzewa. Szczęśliwie wszyscy cali i zdrowi dotarliśmy do Szczyrku, gdzie poznaliśmy historię Szczyrkowskiej Góry Błogosławieństw z Grotą Matki Boskiej. Na parkingu czekał już na nas autokar, którym wyruszyliśmy przez Przełęcz Salmopolską do Wisły.
Kolejną atrakcją była skocznia im. Adama Małysza o punkcie konstrukcyjnym K ‑120, jedną z dwóch dużych skoczki w Polsce, na którą mogliśmy wjechać kolejką krzesełkową i poczuć się jak skoczkowie przygotowujący się do skoków. Z wysokości 134 m n.p.m. mogliśmy podziwiać piękną panoramę Beskidów – od Czantorii po Malinów. Charakterystyczna dla skoczni w Wiśle - Malince jest droga, która wcześniej musiała być blokowana podczas treningowych skoków, a teraz prowadzi przez tunel pod sztucznym przeciwstokiem na odjeździe i główną trybuną, która może pomieścić 2 500 widzów. To był już ostatni punkt programu pierwszego dnia i wreszcie dotarliśmy do miejsca zakwaterowania – Ośrodka Wypoczynkowego „Słoneczny Gród” w Wiśle, gdzie czekała na nas pyszna kolacja. Okazało się, że w ośrodku jesteśmy jedyną grupą, więc czuliśmy się jak u siebie w domu, tym bardziej, że mieliśmy do dyspozycji „TV i Wi-Fi”.
Oczywiście w nocy nikomu nie chciało się spać a rano pobudka była o 7 i niektórym ciężko było przyjść punktualnie na śniadanie. Jednak wizja szaleństwa w Parku Wodnym „Tropikana” w Hotelu Gołębiewski przekonała wszystkich. Po śniadaniu szybciutko spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyliśmy do Hotelu Gołębiewski, gdzie przez półtorej godziny można było szaleć na zjeżdżalniach, skakać na falach, kaskadach wodnych czy po prostu leniuchować w saunie lub w grotach. Po tych wodnych atrakcjach wyruszyliśmy na zwiedzanie Wisły.
Właściwie na każdym kroku widać jak bardzo mieszkańcy Wisły są dumni ze swojego rodaka – Adama Małysza i  trudno im się dziwić, bo to nie tylko sławny wiślanin ale również sławny Polak, który jest jednym z najbardziej utytułowanych skoczków narciarskich na świecie. Zdobył cztery kryształowe kule, które są uhonorowaniem zwycięstw w klasyfikacji generalnej Pucharów Świata; cztery złote, jeden srebrny i jeden brązowy medal  w Mistrzostwach Świata; trzy srebrne i jeden brązowy medal na Igrzyskach Olimpijskich. Oczywiście to tylko najważniejsze trofea, które mogliśmy podziwiać w Galerii Sportowych Trofeów Adama Małysza, bo jest ich tam tak dużo, że trudno uwierzyć, iż należą do jednego człowieka. W 2011 roku Adam Małysz ogłosił zakończenie kariery skoczka narciarskiego ale nie rozstał się ze sportem, teraz realizuje się w rajdach samochodowych i na tym polu również odnosi sukcesy. Fani Adama Małysza muszą koniecznie zobaczyć figurę wykonaną z białej czekolady przez cukierników zrzeszonych w Stowarzyszeniu Cukierników RP, która znajduje się w holu Domu Zdrojowego, na Placu B.Hoffa. Rzeźba ma wysokość 2,5m i waży 180kg.
Po lekkim spacerze po centrum Wisły przyszedł czas, aby sprawdzić swoje siły na Równicy – jednym z bardzo popularnych szczytów Beskidu Śląskiego, położonym między dolinami Wisły i Brennicy. Równica wznosi się na wysokość 885 m n.p.m. ale na szczęście nie musieliśmy się wspinać, tylko wjechaliśmy autokarem ale trzeba było zejść! I okazało się, że schodzenie wcale nie jest łatwiejsze od wspinania się „pod górkę”, tym bardziej, że złapał nas deszcz, zrobiło się ślisko i dość niebezpiecznie. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy Kamieniu Ewangelików, czyli najsłynniejszym z leśnych kościołów przypominających o dawnych ewangelikach żyjących na Śląsku Cieszyńskim. Przy dwóch potężnych głazach, tworzących kamienny ołtarz, zbierali się swego czasu ewangelicy, aby w górskiej scenerii, otoczeni lasami, mogli spokojnie odprawiać swe nabożeństwa. Na terenie Śląska Cieszyńskiego była to jedyna szansa dla tych, którzy mimo silnej kontrreformacji chcieli pozostać wierni swej tradycji. To naprawdę klimatyczne i tajemnicze miejsce na szlaku. Dość zmęczeni dotarliśmy do ośrodka na kolację, po której tym razem nikogo nie trzeba było specjalnie namawiać do odpoczynku i snu.
Ostatni dzień wycieczki zapowiadał się równie ciekawie jak poprzednie, choć nie mieliśmy już w planach górskich spacerów. Po śniadaniu wyruszyliśmy do Koniakowa, znanego w całym świecie z przepięknych koronek. Odwidzieliśmy Muzeum Koronki - Izbę Pamięci Marii Gwarek, najsłynniejszej koronkarki, twórczyni ludowej i działeczce społecznej. Jej twórczość, a następnie działalność promocyjna doprowadziły do zaliczenia koronek koniakowskich do najbardziej cenionych wytworów rękodzieła artystycznego w Polsce, a Koniaków – do czołowych ośrodków polskiej twórczości ludowej. Mogliśmy tam zobaczyć niedokończoną serwetę, wykonywaną na zamówienie królowej angielskiej Elżbiety. Serweta miała być chlubą słynnej koronkarki Marii Gwarek. Nieoczekiwanie jednak zmarła ona podczas pracy nad nią, a serweta nigdy nie dotarła do Anglii.
Kolejnym bardzo ciekawym miejscem jakie odwiedziliśmy było Muzeum „Kurna Chata Jana Kawuloka” w Istebnej. To zabytkowa izba regionalna powstała w 1863 roku, która kiedyś należała do Jana Kawuloka, wybitnego propagatora kultury regionalnej,
twórcy instrumentów ludowych i gawędziarza z Istebnej. Chata stanowi przykład starodawnego góralskiego domu, tzw. drewnianej chaty, krytej gontem, z dwiema izbami, z sienią na środku. W jednej z nich, czarnej izbie znajduje się „kurlawy”, czyli dymny piec, z którego dym wydostawał się właśnie do tej izby, ponieważ nie posiadał komina. O tym niezwykłym miejscu barwnie opowiadał nam kustosz chaty -  Jan Macoszek, który zaprezentował również dźwięki unikatowych, pasterskich instrumentów.
W drodze na obiad postanowiliśmy zatrzymać się przy Zaporze Wisła Czarne, która jest drugą po Tresnej, co do wysokości zaporą ziemną w Polsce. Zadaniem zbiornika Czerniańskiego jest zaopatrzenie w wodę pitną mieszkańców Wisły, Ustronia i Skoczowa oraz ochrona przed powodziami terenów niżej leżących. Bezpośrednio do zbiornika wpływają oddzielnie dwa źródłowe potoki: Czarna Wisełka i Biała Wisełka. Wypływa zaś potok Wisełka, który tworzy rzekę Wisłę po połączeniu się z potokiem Malinka. Niestety nie mogliśmy przespacerować się po koronie tamy, gdyż właśnie wtedy na tamie swój najnowszy teledysk do piosenki "Nie Zatrzymasz Mnie" kręcił Michał Wiśniewski! Piosenkarz chętnie rozdawał autografy, a nawet zrobił sobie z nami pamiątkowe zdjęcie. Towarzyszyli mu znani youtuberzy – Littlemooonster96 i Patryk Woźniak, którzy również chętnie fotografowali się ze swoimi fanami. Niestety czas nas gonił, bo musieliśmy zdążyć na obiad.
Po obiedzie czekał nas już ostatni punkt wycieczki – Leśny Park Niespodzianek w Ustroniu. Ten niekonwencjonalny ogród zoologiczny, zaskakuje swą formą, pozwala na obcowanie z naturą, dziką przyrodą, rozrywką i edukacją w naturalnych warunkach starodrzewia bukowego.   Jedną z ciekawszych atrakcji parku są muflony i daniele, które swobodnie przemieszczają się wśród zwiedzających, i które to można karmić z ręki. W zagrodach mogliśmy zobaczyć: żubry, jelenie szlachetne, sarny, dziki, żbiki czy jenoty.  Bez sprzecznie największymi atrakcjami parku są loty ptaków drapieżnych oraz sów. Jest tam  również duży i niezwykle atrakcyjny plac zabaw, który w każdym z nas obudził dziecko. Na karuzelach, huśtawkach i trampolinie wszyscy świetnie się bawili. Jednak trzeba było wracać do domu. Wyjechaliśmy po godzinie 16 i przed 20 bezpiecznie dotarliśmy do Poraja. Pod szkołą na wycieczkowiczów czekali już stęsknieni rodzice, aby odebrać swoje pociechy.
Mimo nie najlepszej pogody wycieczkę można zaliczyć do udanych. Program był tak zróżnicowany, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Mieliśmy okazję poznać Beskidy, zarówno od strony krajoznawczej jak i historyczno-kulturowej, a przy okazji dobrze się bawić. Te trzy dni spędzone w doborowym towarzystwie, wśród urokliwych, górskich krajobrazów na pewno długo pozostaną w naszej pamięci. JB

poniedziałek, 23 maja 2016

"Moje Westerplatte" - praca konkursowa Mateusza



Jak co dzień rano wstałem, ubrałem się, umyłem zęby i wyszedłem do szkoły. To miał być kolejny, zwyczajny dzień. Na początku szedłem wąską, polną dróżką, a następnie nieco szerszą, asfaltową drogą – jak zawsze. Doszedłem do głównego wejścia szkoły. Na drzwiach zauważyłem plakat informujący uczniów o konkursie z języka polskiego. Przeczytałem go. Mottem przewodnim były słowa św. Jana Pawła II : „Każdy z was młodzi przyjaciele znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie może się uchylać”. Przeszedłem obok obojętnie.
Lekcje się rozpoczęły. Zaczynałem matematyką, czym nie cieszyłem się ani trochę. Na wstępie kartkówka. I co? Kolejna dwójka w tym semestrze.
- Świetnie – pomyślałem, wpatrując się w kartkę – obym tylko zdał.
Pozostałe 30 minut lekcji minęło spokojnie. Następnie chemia i angielski – tak samo. Prawie zasnąłem przez pozbawione emocji wypowiedzi nauczycieli , którzy prawdopodobnie mieli nauczania po dziurki w nosie. Na lekcji wychowania fizycznego również po staremu, koledzy wyśmiewali się z mojej wątłej budowy ciała i słabych osiągnięć w sporcie. W dodatku dostałem 3 z lekkoatletyki. Nawet z tego przedmiotu nie było mi łatwo.
Przyszedł czas na język polski. Ta lekcja nie była taka zła. Bardzo lubiłem nauczycielkę. Była dla mnie jak druga mama. Potrafiła ciekawie tłumaczyć i interesująco opowiadać, czasem nawet mówiła o sobie i swojej młodości. Bardzo żałowałem, że nie uczyła mnie historii. W połowie lekcji przypomniało jej się, że miała nam przekazać pewną informację :
- Drodzy uczniowie. Zespół Szkół w Pińczycach ogłasza konkurs. Aby wziąć udział wystarczy napisać pracę. Musi być ona pisana czcionką 12 i mieć nie więcej niż dwie strony A4. Temat brzmi: „Każdy z was młodzi przyjaciele znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjęć i wypełnić. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie może się uchylać.” Do przyszłego tygodnia zbieram prace chętnych – mówiła z wielkim zaangażowaniem.
Wróciłem do domu. Miałem nadzieję na odreagowanie i odpoczynek, ale trafiłem w sam środek kłótni między moimi rodzicami. Zresztą, czego ja się spodziewałem. Ich kłótnie trwają już od kilku tygodni i praktycznie co dzień jest w domu głośno. Usiadłem przy stoliku, żeby odrobić lekcje. Wtem weszła moja mama:
- Co ty tutaj jeszcze robisz? Idź dołożyć drewna do pieca, ale już! – wrzasnęła.
- Ale mamo, chciałem odrobić lekcje – odpowiedziałem przestraszony.
- Co mnie to obchodzi? Mam tu marznąć? Twój ojciec mówi, że tego nie zrobi, więc obowiązek spada na ciebie. No już!
Nie miałem wyboru. Cały czas słyszałem ich krzyki i wyzwiska. Nic nie wskazywało na to, aby któraś ze stron chciała się z drugą dogadać. Nienawidziłem, kiedy to robili. Czułem, jak wszystko zaczyna we mnie pulsować, rośnie strach, ale i agresja. Nieraz chciałem pomóc rodzicom rozwiązać problem, ale dostawałem za to kary, a nierzadko dolewałem tylko oliwy do ognia, więc po pewnym czasie odpuściłem.
Skład drewna mieścił się tuż za domem, na skraju lasu. Przeniosłem najpierw jedną, potem drugą gałąź. Były ciężkie. Po ich przetransportowaniu bardzo bolały mnie ręce, które otarły się o korę. Drewno wrzuciłem do pieca. Patrzyłem wtedy w ogień i coś przyszło mi na myśl. Przypomniałem sobie o plakacie i informacji o konkursie. Momentalnie wbiegłem do domu i udałem się do swojego pokoju na drugim piętrze. Udało mi się znaleźć w biurku kilka kartek i długopis. Zacząłem pisać.
Opisywałem swoje dni, popadanie w rutynę, złe traktowanie przez moich rodziców. Pisałem o szkole, o wyzywaniu mnie od najgorszych przez innych uczniów i wszystkim, co leżało mi na sercu. Miałem nadzieję, że to coś  zmieni.
W ten sposób dotarłem do tego miejsca. Pragnę powiedzieć, że bycie nastolatkiem nie jest wcale prostą rzeczą. To nie notoryczne opuszczanie lekcji, chodzenie na dyskoteki i randkowanie. To nie cotygodniowe wyjazdy do kin, sklepów czy parków. W końcu, to nie spędzanie całych dni przed ekranem komputera, granie w gry i leniuchowanie. Moje pokolenie zmaga się z rodzicami uzależnionymi od alkoholu, prześladowaniami ze strony bogatszych rówieśników, częstymi kłótniami, fałszywymi przyjaciółmi, pozostawianiu samym sobie. Można by tak wymieniać długo. I to właśnie jest nasze własne Westerplatte. Nie możemy po prostu z niego wyjść. Każdy z nas musi je przetrwać oraz walczyć z nim tak długo i skutecznie, jak tylko się da. Przeżywając to, dajemy świadectwo o naszej wytrwałości. Dzięki temu stajemy się silniejsi i uczymy się wielu nowych rzeczy.
Nieoczekiwanie do pokoju wtargnął mój tata. Poczułem alkohol. Szedł chwiejnym krokiem i omal nie przewrócił się, przechodząc przez próg. Chwycił moją pracę, pogniótł i wyszedł, zabierając ją ze sobą. Goniłem go, ale nie mogłem mu wyrwać mojego wypracowania. Doszedł do paleniska, otworzył klapę i wrzucił  pracę do płonących od dłuższego czasu gałęzi. Opuściły mnie wszystkie siły. Stałem i patrzyłem przez przezroczysty materiał na kartkę, która w kilka sekund zamieniła się w kupkę nic nieznaczącego prochu.
Nie mogłem się ruszyć. Łzy napłynęły mi do oczu, znów poczułem się zbędny. Mój tata odszedł, bełkocząc coś pod nosem. Wróciłem do pokoju, odrobiłem część lekcji, ale kapiące z moich oczu łzy nie pozwalały mi ich skończyć. Uznałem, że najlepiej będzie się położyć, bo i tak nie jestem w stanie niczego zrobić. Położyłem się więc na łóżka i zasnąłem. Nikt już nie przyszedł, a ja dalej opłakiwałem pracę , która była moja jedyną odskocznią od zwyczajnego, okropnego życia.
Jak co dzień rano wstałem , ubrałem się , umyłem zęby i wyszedłem do szkoły. To miał być kolejny, zwyczajny dzień … a może jednak nie aż taki zwyczajny ?
Autor : Mateusz Pasek kl. IIIc


„Nie zadawalajcie się miernotą”



Dnia 20 maja wraz z Panią Haliną Masłoń uczestniczyłem w gali laureatów VI edycji powiatowego konkursu „Nie zadawalajcie się miernotą” organizowanego przez Gimnazjum im. Jana Pawła II w Pińczycach.
Po poczęstunku wszyscy zajęliśmy miejsca na sali gimnastycznej, gdzie odbywało się rozdanie nagród. Poprzedzały je liczne występy szkolnego zespołu dętego i wokalistów, którzy zaskoczyli nas barwą głosu i brzmieniem piosenek.
Konkurs miał trzy kategorie – udział w nim mogli wziąć uczniowie szkół podstawowych, gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. Najbardziej zaskakujące było to, że przed rozdaniem nagród organizator konkursu odczytała fragmenty naszych prac. Mój fragment znalazł się między nimi, więc od razu łza zakręciła mi się w oku i poczułem się bardzo doceniony. Myślę, że taka innowacja powinna być wprowadzona do wszystkich konkursów literackich.
Przyszła pora na gimnazja. Pierwsze wyróżnienie – nic, drugie wyróżnienie – tak samo. Trzecie i czwarte – znów nie ja. Pomyślałem:  „Jest, będę miał trzecie miejsce!” … ale nie zostałem wyczytany. Moje serce waliło w klatce piersiowej tak mocno, że omal nie przebiło jej i nie wyskoczyło. Drugie miejsce – ktoś inny. Zrobiło mi się gorąco i słabo. Czułem ogromne wzruszenie.  Pierwsze miejsce - Mateusz Pasek, udało się!
    Po krótkiej „sesji zdjęciowej” poszliśmy do samochodu i wróciliśmy do szkoły, ale do końca dnia,    a może i nawet do teraz nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło. To był niesamowity dzień i długo go nie zapomnę. 
Mateusz Pasek, klasa IIIc
Na zdjęciu Mateusz z Dyrektorem Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie 
- p. Bogdanem Sadowskim
PS. Prace konkursową Mateusza możecie przeczytać tutaj: http://termokontener.blogspot.com/2016/05/moje-westerplatte-praca-konkursowa.html