poniedziałek, 22 czerwca 2015

BIESZCZADZKIE WĘDROWANIE i … nie tylko




           Pojedziemy na wycieczkę? Taaaaaaak! 16, 17, 18 czerwca 2015 r. Trzy dni i jakie wrażenia….
Drugoklasiści Gimnazjum w Poraju (40 uczniów klas II a, II b i II c) pod opieką wychowawców – p. Danuty Mędrek, p. Katarzyny Kaźmierczak, p. Diany Sawickiej oraz p. Beaty Kulczyk, 16 czerwca o 7 rano wyruszyli w długą podróż w Bieszczady. Około południa dotarliśmy do Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Weszliśmy przez bramę do skansenu i …. przenieśliśmy się w czasie. Przed nami zjawiła się wioska galicyjska z okresu od XVII do XX wieku –  cała w drewnie - domy mieszkalne, zabudowania gospodarcze, apteka, budynek straży pożarnej, piekarnia, obiekty sakralne i … szkoła! Najprawdziwsza! Siedzieliśmy grzecznie w ławkach nawet. W rolę profesora z linijką wcieliła się pani Beata Kulczyk. Zwiedzaliśmy prawie 2,5 godziny, ale czas tak szybko minął. I musieliśmy opuścić skansen.  W drogę!


Następny punkt to Muzeum Przyrodnicze Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Dolnych. I znów oszołomienie – symbole Bieszczad w budynku – ekspozycje „Bieszczady dawniej i dziś”, wystawy geologiczne, flora i fauna Bieszczad. Żubry, bobry, niedźwiedzie, wilki, lisy, ryjówka (nawet?), ćmy, motyle, orły, czarne bociany…….. nie sposób zliczyć.  Niestety czas nas ponaglił, by się kierować ku domowi, czyli zakwaterowaniu i obiadkowi. 


Mieszkaliśmy w wygodnych i przytulnych domkach, w których nie nudziliśmy się wcale Wrażenia pierwszego dnia wycieczki NIE POZWALAŁY spać, ale trzeba było zregenerować ciało i ducha przed następnym dniem. A drugiego dnia? …….. Pobudka była zemstą za bezsenność nocną! Ale …. śniadanko, wygodne buty i w drogę. Dotarliśmy autokarem do parkingu przy wejściu na szlak na Połoninę Wetlińską. Pan Przewodnik krótko nas przeszkolił i ruszyliśmy na wędrówkę. I zadziwiliśmy pana Przewodnika, bo myślał, że będziemy zmęczeni i będziemy marudzić. Szliśmy, szliśmy i ukazała się ……………………….… „Chatka Puchatka”, czyli schronisko PTTK, które jest najwyżej położone w Bieszczadach (1228 m n.p.m.!!!)


Widoki zatykały dech w piersiach. Piękno przyrody nas obezwładniło i musieliśmy się dokładnie rozejrzeć. Niektórzy od razu dzwonili do rodziców, mówiąc gdzie jesteśmy i wysyłali zdjęcia panoramy Bieszczad. Po zregenerowaniu sił ruszyliśmy w drogę powrotną innym szlakiem, przez połoniny. Pogoda wspaniała – początkowo chłodno i wietrznie, później cieplutko. Okazało się, że zrobiliśmy, aż 15 km trasy (ale po górach!). W drodze powrotnej zwiedziliśmy dwie cerkwie z XVIII w.: w Czarnej i w Równi (obecnie obydwie są rzymskokatolickimi świątyniami). Wspaniałe obiekty, które dają świadectwo upływającego czasu…. Po powrocie do domków, nakarmieni i zregenerowani, poszliśmy zobaczyć loty szybowcami. Staliśmy tuż obok, a latały nad naszymi głowami (dosłownie). Chciałoby się polatać, ale chętnych było zbyt wielu.


Jeszcze trochę zabaw rekreacyjnych na powietrzu (i w trawie..). Najfajniejsza zabawa polegała na szukaniu klucza (ukrytego:-p). Trwała parę godzin (wieczorem jednego dnia i rankiem drugiego dnia). Oczywiście finałem było jego znalezienie. Nic w przyrodzie nie ginie… I tak nastała druga noc (bezsenność znów dała o sobie znać – trudno zasnąć po taaaaaakich wrażeniach).  Rano, niestety, pobudka i pakowanie rzeczy, gdyż należało opuszczać domki. 


           Ostatniego dnia, pojechaliśmy nad Solinę….. Spacer tamą (przez dużą literę T, bo ta tama ma 81,8 m wysokości i 664 m długości i jest najwyższa w Polsce) na lody i ostatni punkt programu – rejs statkiem po Jeziorze Solińskim. Pogoda nam umilała rejs, było cieplutko. Na stateczku usłyszeliśmy historię budowy zbiornika, ciekawe informacje o faunie i florze, no i słuchaliśmy szant.  Jednak, wszystko, co dobre, ma swój koniec. Pożegnaliśmy Bieszczady z łezką w oku i wróciliśmy do Poraja. Podróż powrotna była już smutniejsza, ale wieźliśmy bagaż pamiątek (w walizkach i w sercach).
Tego nam trzeba było – Bieszczad!!!
Wrażenia zebrała i opisała - p. Diana Sawicka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz